Alkohol – Pomoc czy przeszkoda?

Wczoraj już pisałem o podjętej decyzji o zmianach w moim życiu. Wiąże się też z tym fakt, że parę rzeczy w moim życiu się zmieni. Jednym z czynników, które zniknie z mojego życia na jakiś czas jest substancja stara jak świat czyli alkohol. Coś na pozór błahego ale też i pełniącego określone funkcje.

W swoim życiu miałem już 3 nazwijmy to fazy swojej przygody z różnymi trunkami. Pierwsza to oczywiście okres młodzieńczy/nastoletni kiedy próbuje się różnych specyfików żeby zobaczyć co to jest i jak to działa. Ot taka młodzieńcza ciekawość. U mnie w sumie przebiegało to mało burzliwie bo to co chciałem to przetestowałem ale wielkim fanem procentów nie zostałem.

Drugą fazą był okres kilku lat kiedy alkohol znikną kompletnie z mojego życia. I to w okresie kiedy wielu ludzi ma swój czas największych imprez, libacji czy innych atrakcji podczas bycia pod wpływem. Ja natomiast wtedy byłem po operacji zmniejszenia żołądka i przez mniej więcej 2 lata miałem generalnie zakaz picia dla własnego dobra. O ile na początku mi to chyba jakoś uwierało, jeśli mnie pamięć nie myli, to później było to normalne. Na początku tylko i mnie i ludzi dookoła mnie irytowało to, że co impreza to odmawiałem. Nawet argumenty ostateczne w postaci „Ze mną się nie napijesz?!” jakoś nie miały siły w stosunku do mnie. Na całe szczęście ponieważ ten okres bez alkoholu w moim życiu tak jakoś w naturalny sposób rozciągnął się od przymusowych 2 do mniej więcej 5.

Jednak wiedziałem gdzieś podświadomie, że i ten okres musiał kiedyś dobiec końca. I nie inaczej się stało kiedy 2 lata temu przytrafił mi się 17-dniowy wyjazd służbowy. Wszystko to za sprawą organizowanego w Polsce EuroBasketu czyli Mistrzostw Europy w koszykówce kobiet. Z trzech miast w jakim odbywała się ta impreza miałem okazję na dłużej bo 10 i 7 dni rezydować w dwóch z kilku godzinnym epizodem w jeszcze jednym. Tymi miastami były Katowice i Łódź (w dłuższym wydaniu) oraz Bydgoszcz (epizodycznie). Szczególnie pobytu w tym pierwszym mieście nie zapomnę chyba nigdy gdzie zebrała się ekipa, która widziała się pierwszy raz na oczy, a już po kilku pierwszych godzinach rozumiała się niemal bez słów. A to w prostej linii prowadziło do imprezy. Ba! Żeby to jednej 🙂 W ciągu 10 dni w tamtym czasie w Katowicach tylko jedną spędziłem w całości w swoim hotelowym łóżku. Wszystkie pozostałe były okraszone imprezami, śmiechami, genialnymi sytuacjami i przede wszystkim alkoholem. Czasami nie opłacało się wracać wcześniej do hotelu skoro można wrócić prosto na śniadanie 😉 Zresztą to w Katowicach usłyszałem i zobaczyłem uosobienie żartu pod tytułem „Co ma ze sobą wspólnego przeszczep oraz śniadanie na kaca? Może się nie przyjąć”. Na szczęście nie dotyczyło to mnie ponieważ jakimś cudem ja nigdy w życiu klasycznego kaca z bólem głowy, wymiotami itp. nie miałem.

Później była jeszcze Łódź gdzie może imprez było mniej ale jeśli były to na pewno były z potężnym przytupem. Jak na przykład wyjście do klubu gdzie tylko mój rachunek jakimś cudem zatrzymał się na sumie trzycyfrowej. Z perspektywy czasu jednak NICZEGO nie żałuję. Poznałem kapitalnych ludzi, kapitalnie się wybawiłem i teraz mam wspomnienia w które niektórzy mi mogą nawet nie wierzyć. Co jednak ciekawe zaraz po powrocie do Białegostoku okazało się, że tu także kompanów do dobrej zabawy nie brakuje. Długo by opowiadać i opisywać poszczególne sytuacje. Zresztą przez te niespełna półtorej roku nazbierało się tyle, że na pewno nie sposób wszystkiego przypomnieć. Tak na szybko mogę teraz tylko wymienić poznawanie całej masy nowych ludzi, zabawy do białego rana i powroty w momencie kiedy większość ludzi jedzie do pracy, tańce zarówno na wielu białostockich parkietach jak i też stołach się zdarzało. Zresztą już nie raz zastanawiając się ze znajomymi zadawaliśmy sobie pytanie czy znajomość z dużą ilością barmanów w Białymstoku to wada czy zaleta? 😉 Ja lubię myśleć, że po prostu jestem fajny i dlatego mnie znają niż dlatego, że na mnie się dorobili 🙂

I tak oto jestem w punkcie kiedy wiem, że ten okres na pewno dobiega końca. Wiem, że moje postanowienie sprawi, że pewne miejsca i pewni ludzie będą już nie dla mnie. Nie oznacza to oczywiście, że już nigdy więcej i z nikim się nie napiję. Ale na pewno trzeba będzie trochę przeorganizować życie. Choćby prostym przykładem jest fakt, że już od pewnego czasu telefon w takie weekendy jak ten jeszcze trwający jakby bardziej milczy. Czy mnie to w jakiś sposób boli? Chyba nie. Skupiam się na tym co mogę zyskać, a nie co stracić. Być może to, że teraz znowu wraca u mnie faza bezalkoholowa coś pozytywnego sprawi w moim życiu z czego będę po prostu dumny.

Wiem jednak, że przejście z fazy z alkoholem do bez alkoholu jest w jakimś tam stopniu trudniejsze. Mam jednak przed sobą jakiś cel, który na chwilę obecną daje mi siłę aby pozostać w tym postanowieniu. Jeśli to się zmieni to będę wtedy się nad tym martwił.

Posted on 2013/04/14, in Odżywianie and tagged , , , , , . Bookmark the permalink. 2 Komentarze.

  1. Ej, ‚bez alkoholu’ nie jest przecież równoznaczne z ‚brak imprez do białego rana’, czy też densiu densiu na parkiecie ;D

    • Hehe niby tak. Ale już dawno zauważyłem, że jeśli ktoś idzie na imprezę gdzie raczej nikt za kołnierz nie wylewa, to na prawdę w pewnym momencie jest problem z dogadaniem się z ludźmi. I nie chodzi tu nawet o problemy z opanowaniem otworu gębowego przez pijących 😉

Dodaj komentarz